Edukacja, praca, miłość i seks – aksjomaty, które są bliskie każdemu z nas. Tak mi się przynajmniej wydaje…
Postaram się w tym miejscu co nieco o tym napisać…
Uprzedzam jednak, że nie zamierzam przekroczyć pewnej granicy ekshibicjonizmu. To nie moja bajka. Uważam, iż pewne sfery naszego życia powinny być dostępne wyłącznie dla nas – ewentualnie dla osób, z którymi chcemy się nimi dzielić. Pod warunkiem, że takowe obok siebie mamy…
Nie będzie to tekst za specjalnie długi. Jest on rzecz jasna niejako kontynuacja tematyki, którą rozpocząłem w swoim ostatnim wpisie MPD i Spastyczność na co dzień. Jak żyć?. Od razu przyznam też, że znajdziecie tutaj sporo odnośników do tego, co już zostało przeze mnie napisane, choć nowe elementy także się pojawią.
Ot i taka konwencja niniejszego wpisu na Blogu naszej wspaniałej Fundacji Zdrowie Jest Najważniejsze. Sami ocenicie, jak Wam się tego typu ekspozycja podoba.
Bardzo wiele o procesie zdobywania przeze mnie wykształcenia opowiedziałem w Życiu Powiatu Iławskiego, z którym także jest mi dane współpracować od wiosny tego roku.
Życie… – jak i inne lokalne media – zaangażowało się w pomoc dla mnie. Chodziło o zakup specjalistycznego wózka inwalidzkiego (elektrycznego). Wspominam o tym dlatego, iż w tym czasie sporo o mnie pisano.
Pojawił się także wywiad ze mną, który został zatytułowany: Wojtek Kaniuka: Internet to mój świat i drugi ?aparat mowy? ? ten trochę lepszy.
Zachęcam w tym miejscu do jego lektury.
Opowiadam w nim między innymi o tym, jak wyglądała moja edukacja – zarówno w szkole podstawowej, średniej oraz na studiach.
Decyzją pani psycholog trafiłem do zwykłej podstawówki, a później ? już w wyniku własnej decyzji ? do Technikum ekonomicznego przy Zespole Szkół im. Bohaterów Września 1939 Roku ? czyli do naszej iławskiej ?Budowlanki?. Miałem ogromne szczęście do świetnych nauczycieli oraz fajnych koleżanek i kolegów. Mimo, iż miałem nauczanie indywidualne, to raz lub, w niektórych latach szkolnych, dwa razy w tygodniu jeździłem do szkoły, żeby mieć kontakt z klasą. Zależało na tym zarówno pedagogowi szkolnemu, nauczycielom oraz moim rodzicom. Mogłem wtedy liczyć na pomoc moich rówieśników, którzy pomagali mi na lekcjach i przerwach ? z noszeniem po schodach i karmieniem włącznie. Nie trzeba było do tego żadnych ustaw, rozporządzeń etc. Dzisiaj, kiedy widzę, jak są traktowani uczniowie z niepełnosprawnościami, to jestem po prostu wściekły. Nauka w domu sprawiała, że musiałem być przygotowany na każdą lekcję, gdyż ?ściągnąć? od koleżanki czy kolegi po prostu się nie dało. 😉 Ale nie odmawiam też sobie ambicji. Kiedy byłem badany przez panią psycholog Grażynę Kocejko, przed rozpoczęciem nauki w szkole podstawowej, z jej ust padły słowa: ?widzę cię na studiach?. Jakaś abstrakcja? Wtedy było mi bliżej do komputera marki Atari, który był hitem, niż do indeksu studenta ? co było oczywiście naturalne u każdego ówczesnego siedmiolatka. Jednak po latach słowa pani psycholog okazały się być prorocze – wspominam w udzielonym przez siebie wywiadzie.
Opowiadam w nim także – i to w dość szczegółowy sposób – o tym, jak wyglądały moje studia. A wspomnę tylko, że studiowanie w trybie e-learning nie było jeszcze tak bardzo powszechne i zaawansowane technologicznie, jak to zapewne ma miejsce dzisiaj.
Tego typu słowa bardzo często słyszeli moi rodzice od niektórych członków naszej rodziny, chyba nawet i znajomych, choć tu – po dziesięciu latach od ukończenia studiów – głowy za to nie położę. Wątpili przedstawiciele pięknego (i piszę to bez ironii) pokolenia moich dziadków, ale także niektórzy młodzi z mojej generacji pukali się wówczas w czoło.
Ja natomiast z uporem maniaka twierdziłem, że skoro pojawiła się możliwość studiowania przez Internet, to dlaczego – i to w niedługiej perspektywie czasowej – nie będzie można pracować dokładnie w ten sam sposób?
Już na czwartym roku studiów (czy – jak ktoś woli – na pierwszym roku studiów II stopnia) znalazłem zatrudnienie na umowę o dzieło za… symboliczne 200 złotych. Przyznacie jednak, że dla przytłaczającej większości studentów takie symbole mają jednak znaczenie. A fakt, że owe 200 złotych zarabiała osoba ze ze znaczną niepełnosprawnością ruchową siedząca w domu nadaje owemu symbolowi jeszcze większe znaczenie – nie tylko te stricte finansowo-materialne.
Po studiach marzyła mi się praca redaktora – felietonisty, blogera, moderatora forum etc. Swoje aplikacje wysyłałem do różnych redakcji, instytucji publicznych, organizacji pozarządowych, a nawet partii politycznych, co do których było mi oczywiście blisko ideowo.
Nic… Zero zainteresowania, zero odpowiedzi, a te w stylu: Na razie dziękujemy, ale może w przyszłości… należy dzisiaj uznać za prawdziwy sukces w postaci informacji zwrotnej. W końcu ktoś mnie – za przeproszeniem – nie olał. A przynajmniej potrafił stworzyć takie pozory…
Dawano mi złudną nadzieję na zatrudnienie w jednej z lokalnych gazet. W okresie wakacji, pomiędzy licencjatem a uzupełniającymi studiami magisterskimi, napisałem dla niej sześć felietonów, choć z ówczesnym redaktorem naczelnym umówiliśmy się na dwa próbne. Wszystkie poszły do publikacji, wszystkie miały pozytywny odbiór wśród czytelniczek i czytelników, a ja zarobiłem na tym… okrągłe zero złotych. Do dziś z utęsknieniem wspominam Wielce Szanownego Pana Redaktora Naczelnego. 😉
Zamiast tego wolałem pójść w wolontariat. Dla wówczas istniejącego portalu E-Polityka.pl pisałem felietony do działu zagranicznego, któremu później nawet przez jakiś czas szefowałem. Było to miejsce, gdzie ludzie tworzyli dla idei, a nie dla pieniędzy. Dotyczyło to także Ewy Dryjańskiej – szefowej działu zagranicznego, która do E-Polityki niejako mnie przyjęła, a którą później miałem zaszczyt i honor zastąpić.
Godziłem to przez niedługi czas ze studiami, ze wspominaną już tutaj pracą na umowę o dzieło oraz z portalem Osobliwi.pl, dla którego, także jako wolontariusz, pisałem artykuły związane z niepełnosprawnością.
Znalazłem pracę na umowę o dzieło za wspomniane już tutaj 200 złotych miesięcznie. Tworzyłem opisy techniczne do urządzeń mobilnych typu: palmtop, smartfon, nawigacje GPS etc.
Wszystko było fajnie dopóki w 2007 świat nie zaczął mówić o wielkim kryzysie finansowym. Choć jako Polska aż tak bardzo go nie odczuliśmy, firma, dla której owe dzieło tworzyłem, powołała się właśnie na niego, uzasadniając konieczność zaprzestania współpracy.
Przykro trochę było. Z drugiej strony była to jednak końcówka 2008 roku – ostatni etap studiów, a więc czas, gdzie należało zabierać się już za pisanie pracy magisterskiej.
Przez sześć lat pracowałem w branży infobrokerskiej, gdzie tworzyłem bazy danych z informacjami o charakterze biznesowym, gospodarczym i ekonomicznym.
Nie był to szczyt moich marzeń, dlatego wciąż szukałem pracy, która stworzy mi szansę lepszego samorozwoju i dostarczy większej satysfakcji. Od momentu, gdy ukończyłem studia, interesuje mnie wykonywanie zadań twórczych, kreatywnych, które będą zgodne z kierunkiem mojego wykształcenia oraz moimi zainteresowaniami, do których zaliczam: politykę, funkcjonowanie instytucji publicznych, a przede wszystkim społeczeństwa obywatelskiego (mam tu szczególnie na względzie problemy osób niepełnosprawnych) oraz zjawisko społeczeństwa informacyjnego ? czemu dałem wyraz w swojej pracy magisterskiej.
W tym czasie też Łukasz Schab i Jan Zorychta z Fundacji Aktywnej Rehabilitacji w Iławie podsunęli mi propozycję odbycia bezpłatnego stażu redaktorskiego w Fundacji Koncept Europa – na portalu UniaEuropejska.org. Skorzystałem i do dzisiaj tego nie żałuję. Było to naprawdę ciekawe doświadczenie.
Moje obowiązki na stażu były następujące:
Na koniec otrzymałem zaświadczenie o odbyciu stażu, referencje wystawione przez redaktora naczelnego portalu oraz dwie ciekawe pozycje książkowe poświęcone tematyce Unii Europejskiej.
Czy przyjdzie mi z niego kiedyś wypłynąć? Nikt z nas tak naprawdę nie wie, co czeka go w przyszłości. Fakt stałej pracy i różnorodność ciekawych zadań, które są przede mną stawiane, dają mi ogromny komfort psychiczny. A taki komfort dla osoby ze znacznym stopniem niepełnosprawności ruchowej jest po prostu bezcenny.
Pracuję jako specjalista ds. marketingu w firmie, która tworzy zaawansowane systemy oparte na www oraz dostarcza specjalistyczne szkolenia informatyczne. Zajmuję się szeroko pojętym marketingiem internetowym (e-marketingiem) ? w tym głównie SEO. Zakres moich obowiązków jest tak naprawdę bardzo szeroki, a w zasadzie płynny. Wszystko zależy tak naprawdę od aktualnych potrzeb firmy i sytuacji, w których mogę się przydać jako osoba pracująca zdalnie.
Nie byłoby to możliwe, gdyby nie staż, który zorganizowała dla mnie Fundacja Aktywnej Rehabilitacji – region warmińsko-mazurski w Iławie.
Ten staż to także Warsztat Aktywizacji Zawodowej w Wilkasach w październiku 2016 roku. Na nim poznałem Monikę – naszą Wielce Szanowną Panią Trener Fizjo-Psycho-Seksualną, która wprowadziła sporą rewolucję w bardzo wielu sferach mojego życia.
A taką z najbardziej pozytywnych implikacji tejże rewolucji jest poznanie wielu fantastycznych ludzi, wśród których muszę wymienić Agnieszkę Dąbkowską – Wielce Szanowną Panią Prezes Fundacji Zdrowie Jest Najważniejsze.
Trochę słodzę, ale robię to w celu odwrócenia uwagi od faktu, iż złamałem obietnicę, że wpis będzie krótki. Otóż nie będzie… 😀
26 czerwca 2019 roku minęło dziesięć lat od momentu, gdy obroniłem swoją pracę magisterską. Dekada prób, poszukiwań, porażek i – choć niewielkich, ale jednak – sukcesów.
To także czas niespełnionych ambicji i żalu, że wiedza i zdobyte doświadczenie nie są przydatne na co dzień.
A jeśli dodać do tego jeszcze niewyraźną mowę, która w ogromnym stopniu utrudnia komunikację z innymi, to wniosek może być tylko jeden: albo palnąć sobie w łeb, albo zacząć działać na własną rękę, całkowicie dla idei.
I tak wymyśliłem OpinioLogię. Ma być to miejsce, gdzie każdy będzie mógł wyrazić siebie – w dowolny sposób wypowiedzieć się na każdy temat. Te, które są najbardziej mnie grzeją, to oczywiście polityka i niepełnosprawność. Aczkolwiek lubię też od czasu do czasu podzielić się z Czytelniczkami i Czytelnikami swoim gustem i pasjami muzycznymi. Zdarza mi się także napisać coś z humorem. Największa nagroda spotyka mnie natomiast wtedy, gdy mogę napisać o wspaniałych przeżyciach, które mnie spotkały. Do nich należy niewątpliwie nasz lipcowy obóz w Ciechocinku.
Niepełnosprawność i społeczeństwo obywatelskie należą do moich głównych zainteresowań. Dlatego fakt, że zostałem uznany za eksperta Fundacji Zdrowie Jest Najważniejsze dodał mi skrzydeł. Fundację uważam bowiem za wzorowy podmiot społeczeństwa obywatelskiego. Agnieszka Dąbkowska natomiast to dla mnie prawdziwa Bohaterka, którą należy podziwiać i wspierać w każdy możliwy sposób.
Pragnę tutaj wspomnieć także o mojej współpracy z Życiem Powiatu Iławskiego, którą rozpocząłem wiosną tego roku. O tym, jak ta współpraca się zaczęła, można przeczytać w tym miejscu.
W taki oto sposób – poza pracą stricte zarobkową – realizuję się jako ktoś, kogo powszechnie uważa się za humanistę. Ktoś, kto zdobył wyższe wykształcenie o silnym zabarwieniu społecznym i nie za wiele może tak naprawdę z tym zrobić.
Mogę się tylko domyślać, iż są takie osoby, które na tę część mojego wpisu czekały (od momentu, gdy przeczytały jego początek) najbardziej. 🙂
Trochę Was zawiodę, gdyż – zgodnie z tym, co napisałem na początku – żadnych zwierzeń tutaj nie będzie… Jeśli będzie nam dane pojechać ponownie do Ciechocinka i mnie dobrze napoicie, to może wtedy… 😉
Oczywiście żartuję… 😀 Aczkolwiek nie ukrywam, że obóz w Ciechocinku pod skrzydłami Moniki marzy mi się na nowo.
Temat seksu i miłości poruszyłem na OpinioLogii w takich wpisach, jak:
Każdy z nas w sferze miłości i seksualności ma różne doświadczenia. Uważam przy tym, że brak doświadczeń w którejś z tych sfer też jest czymś na kształt doświadczenia – niestety przykrego.
Fachowcem tutaj nie jestem, a tego co bardzo osobiste, intymne eksponować nie chcę. Odsyłam zatem do fachowczyni – naszej Trener Fizjo-Psycho-Seksualnej Moniki Rozmysłowicz, na której publikację pt. Rozgrzejmy zmysły – czyli o seksualności w stwardnieniu rozsianym i w innych schorzeniach neurologicznych z niecierpliwością i autentycznym zaciekawieniem czekamy.
Na pewno są to elementarne potrzeby ludzkie, których nikt nie powinien ważyć się ignorować i bagatelizować. Żaden rodzaj i stopień niepełnosprawności nie powinien być przyczyną dla ich niwelowania oraz bagatelizowania. Uważam, że jeśli ktoś tak postępuje, równie dobrze mógłby odmówić nam szklanki wody i kromki chleba.
Bowiem kształcimy się jak inni, pracujemy jak inni, bawimy się jak inni, słowem – rozwijamy się jak inni, choć na pewno często w nieco inny sposób i z większą ilością różnych barier po drodze.
Czujemy i pragniemy też tak samo. A nawet skłonny jestem dać swoją aprobatę teorii, że niekiedy jeszcze bardziej.
Uczuciom tym towarzyszy jednak bardzo często samotność. Poczucie odrzucenia (a może raczej pewnej izolacji) i bycia gorszym od innych również nie jest tutaj obce. Choć funkcjonujemy z innymi (najczęściej jest to nasza rodzina – bliższa i dalsza), to mamy bardzo często wrażenie, że żyjemy obok. Mamy niby własne życie, ale fakt, iż nie egzystujemy do końca w taki sposób, w jaki byśmy chcieli, sprawia, że tak ostatecznie ono naszym nie jest. A jeśli dodać jeszcze do tego brak niezależności, to mamy tutaj do czynienia z pewnego rodzaju kumulacją…
Na zakończenie pozwolę sobie raz jeszcze zacytować samego siebie ze wspomnianego wywiadu.
Rodzina ? wiadomo ? jest najważniejsza. Ale każdy z nas funkcjonuje w różnych sferach życia: towarzyskim, rozrywkowym, a także tym, które wiąże się relacjami damsko-męskimi. Dotyczy to także seksualności człowieka, z której osoby niepełnosprawne nie są ?zwolnione?. Przeciwnie. Mamy swoje potrzeby, które silnie odczuwamy. Mamy prawo je odczuwać oraz zaspakajać. Na swój sposób jestem więc samotny. Określam to nawet jako ?samotność wśród tłumu?. ?Im więcej w las, tym więcej drzew? ? im człowiek starszy, tym mocniej odczuwa samotność? Dobra muzyka często pomaga – wyznałem w wywiadzie dla Życia Powiatu Iławskiego.