Pobyt w Akademii Życia i Samodzielności to ciężka praca i szereg wyzwań.
Wyzwaniem są jedzenie, przygotowywanie posiłków – sobie i wspólnych, pranie, sprzątanie, korzystanie z toalety etc. Ale również samodzielne zakupy – także w niedzielę nie handlową. Napicie się kawy w kawiarence nad Wartą to jedno z tych przyjemniejszych wyzwań, którego podjąłem się już dwukrotnie.
Największym wyzwaniem do tej pory były dla mnie jednak samodzielne wizyty u lekarza specjalisty, na które dostałem się sam komunikacją miejską.
Za pierwszym razem z lekkim pobłądzeniem i duszą na ramieniu, ale dotarłem na czas. Załatwiłem to, co trzeba. Po ostatniej wizycie u lekarza moim zadaniem było dotrzeć na zajęcia z aktywnej rehabilitacji.
Największą barierą w tym wszystkim była moja niewyraźna mowa. Wspomogłem się dwiema kartkami. Na jednej były wypisane godziny odjazdów poszczególnych autobusów, na drugiej natomiast następujące komunikaty:
Potrzebuję dojechać do szpitala przy ulicy Szpitalnej.
Potrzebuję dojechać na Halę MOSIR.
Potrzebuję dojechać na ulicę Grunwaldzką.
Kosztuje mnie to wszystko ogrom pracy i wysiłku, czasami też i nerwów. Są jednak też i tacy ludzie, sytuacje i momenty, które mojemu pobytowi nadają kolorytu.
Dlatego ten ostatni miesiąc zamierzam wytrwać, wyciągając z niego jak najwięcej.
Foto:
Irena i Władysław Kaniuka